Domowa Mikrodermabrazja z MARY KAY

Co to jest tak naprawdę m i k r o d e r m a b r a z j a

Często spotykaną definicją jest: ścieranie skóry kosmetykiem o konsystencji drobnoziarnistej. Coś w rodzaju peelingu o skuteczniejszym działaniu. I wiecie co? Myślę, że to jest właśnie ta formuła.

Domowa na pewno pomoże w regenerowaniu skóry, rozjaśnieniu blizn, zmniejszy nieco przebarwienia, zaskórniki, pory i oczyści naszą cerę z lekkich niedoskonałości np. krostek.

Aby była skuteczniejsza zachęcam do skorzystania z usług profesjonalistów w gabinetach kosmetycznych. Myślę, że moja twarz nie potrzebuję na obecną chwilę aż tak radykalnych środków, dlatego zainwestowałam w produkty do domowej mikrodermabrazji. Krótko przedstawię wam jak wygląda ich zastosowanie:

1. Preparatu złuszczającego nabierz niewielką ilość i nałóż na twarz. postaraj się go rozprowadzić równomiernie. Ja używam pędzelka a następnie sięgam po szczoteczkę soniczną, którą wmasowuje kosmetyk. Na początku uczucie nie było miłe, z czasem się przyzwyczaiłam. Podczas używania usuwamy martwy naskórek i bardzo dobrze oczyszczamy cerę. 

2. Aby ukoić nieco buzię po pierwszym kroku, używam preparatu zmniejszającego pory. Ma konsystencje bardzo lekką, gęstą i bezzapachową. Warto podkreślić, że jest to produkt beztłuszczowy i testowany pod kątem alergicznym. I na koniec najważniejsze - nie zatyka porów. W pełni zgadzam się z producentem. 

Zalecenia są aby stosować produkt 2-3 razy w tygodniu i ja się tego trzymam. Jeżeli masz cerę suchą - nie rób tego tak często. Zestaw jest bardzo wydajny. Spokojnie wystarczy na min. pół roku. Najchętniej sięgam po "zabieg" przed "tymi" dniami. Moja cera wtedy jest niezwykle wymagająca i tak naprawdę aż żąda złuszczenia. 

Jesień / zima są idealnymi porami na takie zabiegi. To bezbolesny i skuteczny sposób na pozbycie się niewielkich nieprzyjemności na twarzy oraz jej wygładzenie. Na początku ta kwota wydawała mi się spora, ale z biegiem czasu wiem, że jest adekwatna do jakości. Jednocześnie podkreślam, że zestaw jest niezwykle produktywny.
Mój zestaw za chwilę się skończy, ale śmiało mogę powiedzieć, że zakupię go ponownie. Teraz jest w nowym opakowaniu, sprawdź na stronie (link tutaj).

P.S Czy wiecie, że faceci coraz chętniej korzystają z takich usług? 

Cena: 245 złotych. 
UDOSTĘPNIJ TEN POST

LAST MONTH | ZESZŁY MIESIĄC

Zaglądając tutaj codziennie zauważyłam, że mimo mojej nieobecności, czytelnicy pojawiają się każdego dnia. Na pewno wielu z Was jest spragnionych artykułów o ciekawych miejscach, wycieczkach, ale niestety w czasach epidemii właściciele blogów mogą zaoferować tak naprawdę tylko codzienność. Czy moja, nieodbiegająca praktycznie niczym od Twojej Cię zaciekawi? Przekonajmy się. 
Last Month | Zeszły miesiąc - to forma postów popularna wśród wielu blogów. Od teraz zagości także tutaj. W jednym artykule znajdziesz zestawienie całego miesiąca. Codzienna rutyna, odkrycia kosmetyczne, wybryki w kuchni. Z czasem mam nadzieję, że będzie to bardziej rozwinięty post. Dzisiaj jednak zapraszam Cię do przejrzenia zwykłego miesiąca razem ze mną poczynając od dwóch ujęć z ogrodu rodziców.
Nie ma co ukrywać, życie zmieniło się z dnia na dzień. Chociaż małymi krokami próbujemy wrócić do poprzedniego trybu życia.. umówmy się.. już nigdy nie będzie tak samo.
Powiem Wam jak jest w moim przypadku. Teraz o wiele bardziej doceniam to co jest tuż obok. Widok starszych sąsiadów, którzy powolnym krokiem zmierzają do sklepu - dobrze, że są. Domowe wypieki, chociaż czasami z zakalcem - dobrze, że są. Kwiaty z ogrodu, przeplatane chwastami - dobrze, że są. Domownicy, chociaż budzą Cię czasem krzykiem lub głośnym śmiechem - dobrze, że są. 
Nawiązując do wypieków, poniżej znajdziecie klasycznego mazurka na Wielkanoc oraz nasz skromny Świąteczny stół.
Niedługo minie dwa miesiące jak większość z nas pracuje z domu. Po lewej stronie zdjęcie 7:50 - zaczynam pracę, po prawej - końcówka dnia. Osobiście przyznaję, że tęsknie za biurem, a jeszcze bardziej za współpracownikami. 
Nie ulega wątpliwości, że cera kobiet siedzących w obecnej sytuacji w domu, bardzo dużo zyska. Sama zauważyłam u siebie ogromną poprawę kondycji. Spowodowane jest to poniekąd znacznie mniejszą ilością makijażu, ale również zmianą kosmetyków do codziennej pielęgnacji. Krótko o odkryciach kosmetycznych idealnych na co dzień:
 ❣ Krem bb Bourjois - rzadka konsystencja, wygładza cerę, lekko kryje. Posiadam odcień 1. Cena: ok. 25 złotych.
  Tusz do rzęs Oriflame The One - wydłuża rzęsy, nadaje im objętości, nie kruszy się. Cena: około 15 złotych.
 ❣ Kredka do oczu Oriflame Giordani Gold - długotrwała, bardzo wydajna, nie powoduje łzawienia. Cena: około 20 złotych.
W przypadku Oriflame, nie są to ceny stałe a zależne od obecnego katalogu.
Muszę wspomnieć także o podkładzie Clinique. Bardzo żałuję, że odkryłam go tak późno. Produkt bardzo dobrze kryjący i długotrwały. Sprawdzi się świetnie na wyjściach, weselach, przyjęciach. Co najważniejsze - to produkt niekomedogenny. Nie zapycha cery, nie powoduje podrażnień, przykrych niespodzianek po kilku dniach. Z czystym sumieniem mogę go polecić. Mój odcień to 02 fresh Ivory. Cena: około 120 złotych.
Kolejny ulubieniec kwietnia to balsam do ciała marki Oriflame na bazie miodu i mleka. Chociaż nie lubię zapachu tego połączenia - w tym przypadku zdecydowanie mi nie przeszkadza. Wygładza ciałko, nawilża i sprawia, że pachnie lekko i przyjemnie. Cena: około 15 złotych.
Przyznaję się, nie czytam dużo książek. Od dwóch do pięciu w roku - serio. Nie znalazłam jeszcze czasu na więcej ;) 7 lat później pożyczyłam od koleżanki z pracy - Justynko, pozdrawiam. Czytam ją drugi raz w tym roku, a to dlatego, że jest niezwykle ciekawa i analizuje kilka kwestii. Pomińmy. 
Jak zakupy - to przez internet. Sporo promocji kręci się w sklepach online. Taką cudną torebkę dorwałam w Mohito za około pięćdziesiąt - sześćdziesiąt złotych.
Domowe wypieki. Podglądałam jak moja mama robi bułki drożdżowe. Postanowiłam zrobić swoją pierwszą. Wygląda - koszmarnie, sami widzicie, ale była pyszna. Po prawej stronie domowa pizza hawajska. Kto wpada po pandemii? ;)
Wioska. Z takim widokiem Was zostawiam. Raj na ziemi - nawet nie wiecie jak bardzo doceniam to, skąd podchodzę.
Do następnego,
M.
UDOSTĘPNIJ TEN POST

MINI TORCIK BEZOWY

Jest pewien deser, który na weselach, przyjęciach oraz w kawiarniach cieszy się niezwykłą popularnością. Mowa tutaj oczywiście o bezie. Mam wrażenie, że ludzie ją kochają albo nie znoszą. 
Ja należę do tej pierwszej grupy. Uwaga, gdyby ktoś dał mi wybór pomiędzy ciepłym daniem z kurczakiem a bezą - bez zastanowienia wybrałabym tą królową. 
Obecna sytuacja jaka panuje w naszym kraju, w zasadzie na całym świecie.. nie pozwoli mi raczej jej prędko skosztować w żadnej kawiarni ani na przyjęciu. Wykorzystując #zostajewdomu postanowiłam po raz pierwszy sama zrobić coś w rodzaju bezy. Ujęłam to jako "mini torcik bezowy".

4 białka
240g cukru
1 łyżka mąki ziemniaczanej
1 łyżka soku z cytryny lub limonki

1. Białka ubijam mikserem na sztywną pianę, stopniowo dodaję cukier. Pod sam koniec dodaję mąkę i sok z cytryny. Aby sprawdzić czy piana "jest gotowa" najlepiej wykonać test. Odwróć po kilku minutach ubijania miskę do góry nogami. Jeżeli masa ani drgnie - wszystko przebiegło jak należy. W innym przypadku.. szykuje się więcej sprzątania i słowa na k :)

2. Blachę wykładam papierem do pieczenia. Możecie użyć dowolnej. Ja skorzystałam z kwadratowej.
Piekarnik międzyczasie nagrzewam do 160 stopni. Wykładam łyżką masę, formuję według uznania. Ze względu na to, że to jakby "torciki", staram się żeby były okrągłe, ale wyszło.. takie coś.
Piekę przez 5 minut w 160 stopniach, następnie zmniejszam temperaturę do 110 stopni i piekę 1 godzinę 50 minut.
3. Po upieczeniu przekładam bezę kremem z bitnej śmietany i ekstraktu cytrynowego. Wierzch również, ale dekorując ulubionymi składnikami. Tym razem skusiłam się startą czekoladę z dodatkiem miodu. 
Jeżeli nie macie w domu czekolady, można po prostu użyć ciasteczek :)
Nie pozostaje nic innego niż zaprosić domowników do skosztowania. Deser w sam raz do niesłodzonej kawy i filmie na Netflixie.

Smacznego!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

5 maseczek o różnym rodzaju w cenach od 4,99 zł


1. Maseczka jednorazowa, żelowa
Jednorazowa, wygodna w użyciu maseczka marki Oriflame z serii Love Nature. Ma konsystencję żelową, bardzo ładnie pachnącą. Pod swoją lupę wybrałam 2 zapachy: arbuz i liczi. Obie maseczki to bomby witaminowe, które odżywiają i nawilżają. Nie oczekujmy od nich oczyszczenia, one mają na celu utrzymanie naszej twarzy w promiennym i miękkim stanie. Dostosowane są do każdego rodzaju cery. Cena to 12,90 chociaż często w promocji na 7,99 zł. 

2. Maseczka prebiotyczna na 2 użycia
Chociaż instagram kipi od tych produktów, ja skusiłam się na nie dopiero podczas promocji 2+2. I wiecie co? żałuję, że tak późno! Świetnie regenerują, nawilżają i w dodatku możemy użyć jednego opakowania razem z przyjaciółką lub po prostu zostawić na drugi dzień. Konsystencja jest dosyć kremowa, bardzo gęsta, ale szybko się wchłania. Zdecydowanie zachęcił mnie do zakupy prebiotyk, który jest jednym ze składników. Ma na celu wspomagać odporność cery, regeneracje oraz zachować prawidłowy odczyn pH. Na babskie wieczory idealna! Cena 4,99 zł. 
3. Maseczka ze scrubem 2w1
Zawiera aloes i wodę kokosową. Oczyszcza i złuszcza - zapewnia producent. Moim zdaniem poniżej wymienione sprawdzają się lepiej w kwestii głębokiego oczyszczania, ale plus dla tej maseczki, że jest to 2w1. Mianowicie, w skład wchodzą drobinki złuszczające pochodzenia naturalnego, które cudownie złuszczają twarz. Po pierwszym użyciu można zauważyć efekt odżywienia, promienności i przede wszystkim ma się uczucie, że buzia po tym produkcie jest taka "świeża". Maseczkę stosuję razem z kremem oczyszczającym i żelem pod oczy - wtedy widzę znaczenie większe efekty. Cena to 24,90 zł chociaż często w cenie poniżej dwudziestu złotych lub można zakupić ją w zestawie z innymi produktami w promocyjnych cenach.
4. Maseczka Szwedzka
Moja ulubienica dla cer ze strefą przetłuszczającą się. Ze względu na składnik glinki idealnie odżywia, oczyszcza i zapewnia równowagę mojej cerze. Ponadto matuje ją. Najczęściej używam jej w parze z olejkiem do kąpieli parowej (również z serii Swedish SPA) Efekty jakie można po niej zauważyć to głębokie oczyszczenie, ale jest tak mocne, że nie polecam używać przed jakimś większym wyjściem/wydarzeniem. Minimum tydzień lub dwa przed. Usuwa zaskórniki, sprawia, że pojawia się ich mniej, zapobiega powstawaniu nowym - w tym jest perfekcyjna! Działa silnie z wypryskami. Najlepiej sprawdzi się używając na noc, wtedy rano budzimy się z matową, zregenerowaną twarzą. To zdecydowanie moja faworytka. Używam jej 2-3 razy w tygodniu biorąc prysznic. Cena 59,90 zł (dostępna tylko w zestawie z olejkiem) jednak często w promocji. 
5. Maseczka bez spłukiwania
A o słoiczku, w którym znajduje się 8 godzin snu.. pisałam oddzielny post, bo zdecydowanie jest tego warta. Dalej podtrzymuje swoje zdanie. Nie ma sobie równych, idealna pod każdym względem - ale za cenę 99,90 zł chyba nie może być inaczej, prawda? :) kliknij tutaj aby poznać opinię!
A jakie są Twoje ulubione maseczki? Z chęcią poznam opinię i przetestuje Twoich faworytów! 
Zajrzyj na moje social media aby być na bieżąco: 
UDOSTĘPNIJ TEN POST

Cien - kosmetyki pielęgnacyjne do 3,49 zł

"Naturalne składniki, niska cena" - prześladowała mnie reklama z Karoliną Pisarek, która powtarzała tam na okrągło to zdanie. Po jakimś czasie zainteresowana postanowiłam przejrzeć gazetkę promocyjną Lidla. Natknęłam się na stronę właśnie tych produktów. Niezwykle zachęcający wygląd kosmetyków, a jeszcze bardziej cena. Bo gdzie znajdziesz płyn micelarny 200 ml w cenie 3,49 zł? No właśnie.
Producent zapewnia, że produkty zawierają min. 90% składników pochodzenia naturalnego oraz, nie są testowane na zwierzętach, bogate w składniki, zawierają minerały. Ekologia pełną parą - więc kupiłam większość dostępnych kosmetyków aby przekonać się na własnej skórze czy rzeczywiście jest tak obiecująco. Z reguły te produkty znajdziecie w ofercie Lidla w cenach wyższych o ok. 50%. Natomiast od 11 marca do 16 marca (lub do wyczerpania zapasów) pojawiły się w cenach, które podam dzisiaj. 
Krem do rąk w cenie 1,99 zł zawiera 95% składników naturalnych. W wielu Lidlach niestety już nie jest dostępny, ponieważ dziewczyny się totalnie na niego rzucają. Udało mi się znaleźć go po kilku próbach. Zaopatrzyłam się w wersje:
- odmładzający z dziką różą
- nawilżający z zieloną herbatą
Po kilku dniach stosowania wiem, że wersja zielona zostaje ze mną na dłużej. Ja kremy do rąk testuje bardzo często. Właściwie mam hopla na tym punkcie. Sprawdza się świetnie po spracowanym dniu, basenie, czy też po spacerze (gdy zmarzną dłonie). Zapach jest specyficzny. Bardzo szybko się wchłania i nie pozostawia uczucia "lepkości". 
żel - peeling do mycia twarzy o pojemności 150 ml znajdziemy również w dwóch wersjach. Do cery normalnej, mieszanej i tłustej (różowy) oraz do suchej i wrażliwej. Nigdy nie miałam kokosowego żelu, trochę się tego obawiałam (nie jestem fanką) aczkolwiek widzę w nim same plusy. Zgodzę się z producentem co do tego, że zapobiega błyszczeniu się skóry, redukuje nadmiar sebum oraz wygładza niedoskonałości. Z pewnością też pozostawia uczucie świeżości. Po umyciu buźka jest matowa. Czy usuwa zaskórniki? Zdania są mocno podzielone. Jeśli ktoś ma z tym problem to polecałabym raczej produkty innej marki (ale o tym nie dzisiaj!). Cena 3,49 zł.
Mleczko do demakijażu - jeśli ktoś używa na co dzień tego typu produktów, zamiast np. płynu micelarnego to na pewno się sprawdzi. Chociaż słyszałam, że kilka osób dostało uczulenia (pieczenie w okolicach powiek). Mnie nie uczulił, ale ja nie lubię mleczka do demakijażu. Próbowałam to zmienić, inwestowałam kilkukrotnie, ale to na nic. Sama konsystencja nie jest dla mnie przyjemna. Jestem po prostu na nie. Cena w Lidlu to także 3,49 zł.
Kolejny produkt to płyn micelarny. Cena identyczna jak poprzedniego produktu, natomiast działanie hardcorowe jak na taką cenę. Bardzo dobrze radzi sobie z podkładem, cieniami, pomadką matową czy inną kolorówką. Jedyny minus to rzęsy. Nie wiem czy to kwestia przyzwyczajenia, czy po prostu płyn nie zmywa tuszu dokładnie, albo nie radzi sobie z moim tuszem? Gdy mam w pobliżu swój ulubiony żel Oriflame do zmywania makijażu oczu, to niestety pomijam tym produktem tą część. 
Na pierwszym zdjęciu znajdziecie peeling do ciała pod prysznic. Wygładza skórę, złuszcza.. a do tego ten zapach! Pozostaje na skórze jeszcze bardzo długo. To zdecydowanie jeden z moich ulubionych. Jeżeli używasz peelingów z serii Organic Shop to ten przypomina go działaniem, ale Cien lepiej się rozprowadza, jest tańszy i w dodatku zapach utrzymuje się dłużej. Cena 2,99 - hit. 
Na koniec zostawiłam maseczki. Najbardziej zainteresowana byłam maską - peelingiem enzymatycznym do twarzy. Mam bardzo miłe wspomnienia po zabiegach tego typu u kosmetyczki. Przy użyciu Cienia za pierwszym razem bardzo piekła mnie twarz i od razu musiałam zmyć maseczkę. Za drugim razem niestety było tak samo. Jedyny plus to zapach, bo jest obłędny, ale w takim przypadku.. co z tego?
Zielona i niebieska wersja są w porządku. Szybko zasycha, przyjemny zapach (co kto lubi). Skóra rzeczywiście potem jest matowa i wygładzona. Uczucie podobne jak po stosowaniu żelu do mycia twarzy z tej serii. Cena 0,99 zł.
Podsumowując, skusiłabym się ponownie na żel do mycia twarzy, peeling do ciała i krem do rąk. Maseczki zdecydowanie sobie odpuszczę. Pociesza mnie fakt, że kupiłam je w promocyjnej cenie.. Płyn micelarny też nie spełnia moich oczekiwań w 100% dlatego zostaję przy swoich ulubionych.
***
A wy skusiłyście się na Lidlowe produkty? Co o nich myślicie? Do zobaczenia w komentarzach!
UDOSTĘPNIJ TEN POST

KOREAŃSKA PIELĘGNACJA - ILE KOSZTUJĄ PRODUKTY, CZY WARTO?

Od jakiegoś czasu koreańska pielęgnacja stała się bardzo popularna także w Europie. Nic dziwnego skoro twarz oraz ciało Azjatek wygląda niezwykle młodo, dziewczęco i promiennie. Do rozgłosu na pewno przyczyniła się książka "Sekrety Koreanek" Charlotte C.
Zafascynowana różnymi artykułami postanowiłam sama się przekonać czy te produkty rzeczywiście działają.
Zatem jak wygląda moja pielęgnacja? Zapraszam do zapoznania się z poniższą lekturą:
1. Oczyszczanie
Żel 2w1 łączy ze sobą piankę oczyszczającą oraz żel. Usuwa resztki makijażu, martwy naskórek, oczyszcza, zmniejsza pory, nawilża oraz redukuje zaczerwienienia. Niezwykle przyjemny zapach, konsystencja. Na początku bałam się, że 150ml to za mało jak na taki produkt, ale z biegiem czasu widzę, że byłam w błędzie. Używam go przy porannej rutynie oraz wieczornej i mogę stwierdzić, że jest mocno wydajny. Z resztą ja mam chyba zawsze ten problem, że myślę sobie "Chyba będzie na krótko.." i potem to zdziwienie :) Przedstawiam Wam dokładną instrukcje użycia, która pochodzi ze sklepu KoreanUnicorn:
2. Nawilżenie za pomocą maseczki
Wyróżnię tutaj dwa rodzaje maseczek. Po pierwsze Natto Gum Mask. Powstaje z fermentowanych ziaren soi, co uważane jest za jeden z 5 najzdrowszych pokarmów na świecie. Ta maseczka ma silne działanie nawilżające. W opakowaniu zawarte jest 20ml produktu - to bardzo dużo. Powiem Wam, że nawet aż za dużo! Producent nie oszczędził. Spokojnie wystarczy na szyję, dekolt i buzię.
Drugi rodzaj Goat Milk Cream  jest na bazie koziego mleka. Prócz głębokiego nawilżenia zapewnia nam także ukojenie. Twarz jest bardzo miękka, gładka po jej użyciu. Efekt zdecydowanie jest długotrwały. Tego produktu jest o 5 ml więcej co poprzedniego. Świetnie się sprawdza na noc. Lubię używać jej podczas kąpieli, wtedy odpoczywamy, a nasza twarz regeneruje się. 
3. Dokończenie pielęgnacji za pomocą kremu
Ten krem nazywamy "rodzinnym", gdyż używa go każdy domownik. Jednym ze składników jest także mleko ośle oraz kozie. Ponadto krem zawiera kwas omega 3 i 6, selen. Pachnie bardzo delikatnie, szybko się wchłania. Zapewnia nam nawilżenie oraz odżywienie. Stosowałam wiele produktów nawilżających, temu zdecydowanie przypada miejsce pierwsze. Duże opakowanie 200 ml wystarczy na bardzo długo. Używamy go także na inne partie ciała jak np. ręce, dekolt, ramiona. 

Linki oraz ceny produktów:
żel 2w1 - 99,00 zł
mleczny krem - 99,90 zł

Produkty można kupić czasami w zestawach, wtedy wychodzi nieco taniej. Ponadto jeśli obserwujecie na instagramie Borntree, lub KoreanUnicorn, to na pewno pierwsi będziecie poinformowani o promocjach :) Odważę się jeszcze wyrazić swoją opinię na temat żelu, który przedstawiłam. Cena jest wysoka, ale to jedyny żel, który spełnił moje oczekiwania w stu procentach. Moja skóra po nim wygląda kompletnie inaczej. Pozbyłam się także zaskórników przy nosku, a tego się nawet nie spodziewałam. Moim zdaniem.. warto zainwestować takie pieniądze.
Zaskoczenie co do kremu - używanie pod makijaż. Wcześniej używałam serum nawilżającego pod makijaż, dojrzałam się kilka dni temu, że mi się skończył. Sięgnęłam po ten krem, służy bardzo dobrze. 
***
Według Azjatek warto zwrócić również uwagę na ciekawostki takie jak np. prawidłowy sposób nakładania kosmetyków. Azjatki nie wcierają kremów, a delikatnie wklepują go opuszkami palców. Ma to wpływ na pobudzenie krążenia, istotny jest także kierunek, w którym wykonujemy ruchy. Od doły do góry wklepujemy produkt, czyli od szyi w kierunku czoła. Więcej tego typu porad znajdziecie - tutaj.
UDOSTĘPNIJ TEN POST

pielęgnacja o której zapomina wiele kobiet | krem FRASHE

Codziennie wykonujemy kilka pielęgnacji. Od porannej rutyny poprzez południową (chociażby mycie rąk) do wieczornej. Jakiś czasu temu opowiadałam Wam na instagramie o produkcie Sinial (produkt antycellulitowy) i wiele dziewczyn zaznaczało, że faktycznie mniejszą uwagę skupiają na tego typu kosmetyki. Szczególnie zimą, gdy nasze ciało jest zakryte, kobietom się nie chce, albo zapominają o tym, że te części ciała też potrzebują odżywienia czy też nawilżenia. Kilka także nie chce po prostu mówić o tym, wstydzi się. Dziewczyny, czego? ;) 
Pielęgnacja piersi to zwyczajna pielęgnacja. Nie wyobrażam sobie żeby ta część ciała nie została uwzględniona w codziennej rutynie. Mając 22 lata (jeszcze!) staram się aby całe moje ciało było zawsze nawilżone, ale to nie zawsze wystarczy. 
Czy zdajecie sobie sprawę z tego, że po 25 roku życia skóra zaczyna wiotczeć? Z biegiem czasu tracą jędrność oraz zmienia się kształt. To wszystko zależy tak naprawdę od naszej postury oraz wieku. Panie o kształtach okrąglejszych są bardziej narażone na opadanie biustu. Dlatego warto inwestować w produkty, które ujędrniają tą część ciała, optycznie powiększają (w przypadku kompleksu małych piersi) oraz stopniowo podnoszą biust. 
Jeżeli zamierzamy wybrać dobry produkt, postawmy na naturalne składniki. Frashe zawiera wyciąg z pąków, z kwiatów lawendy, ceramide 6, ekstrakt z ruszczyka kolczastego i wiele innych (pełny skład znajdziesz tutaj)
Szczególną uwagę na te partie ciała powinny zwrócić kobiety w ciąży oraz w okresie karmienia. Kosmetyków można używać codziennie, przykładowo po kąpieli. 
Oprócz pielęgnacji, pamiętajmy również o prawidłowej diecie. To jak jemy, odbija się na stanie naszej skóry. 
W moim przypadku ten krem, który ma konsystencje serum z resztą - więc moja ulubiona forma.. sprawia, że nawilżenie w tym miejscu jest idealne, ponadto ujędrnia te partie ciała, świetnie pachnie i jest mocno wydajny. 100 ml wystarcza nam na kilka miesięcy przy regularnym użyciu. Wystarczy odrobinę nanieść na skórę. Link do produktu znajdziecie - TUTAJ.
***
Dziewczyny.. na czele pielęgnacji piersi, gdzie używamy kosmetyków, stosujemy odpowiednią dietę.. najważniejsze jest aby się BADAĆ! Samobadanie możemy wykonać samodzielnie w domu, w przypadku wyczucia czegoś niepokojącego natychmiast udajemy się do specjalisty. To bardzo ważne aby o tym pamiętać i zapobiegać niechcianym choróbskom. Dla upewnienia jednak raz na rok lub 2 lata po prostu wybierzcie się na kontrolną wizytę do lekarza. Dbajcie o siebie :)
UDOSTĘPNIJ TEN POST
Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.